I dotyczy to zarówno osób prowadzących homoseksualny tryb życia, jak i osób rozwiedzionych w nowych związkach, rozpustników, złodziei, pijaków, zdzierców czy oszczerców. Jednym słowem dotyczy to w istocie każdego. „Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego”. - pisał św. Paweł, i w tym opisie ja także się odnajduję. Nikt z nas nie jest godzien zbawienia, każdy z nas znajduje się w stanie opłakanym, a mimo to Bóg nas kocha. Nie jesteśmy fajni, nie jesteśmy sympatyczni, nie zasługujemy na zbawienie. Ono jest nam dane za darmo w Jezusie.
Tyle, że do jego przyjęcia konieczne jest uznanie własnego stanu. Uznanie, że nie jestem godzien (tak, jak powtarzamy w czasie Eucharystii), że jestem grzesznikiem, że nie daję rady sam, że nie potrafię wstać, ani trwać w cnocie. Wtedy Pan przychodzi z mocą, z odkupieniem, z wybawieniem. Drogą nie jest zatem udawanie (jakże typowe), że akurat mój grzech to w istocie grzech nie jest (a przynajmniej w porównaniu z grzechem innych jest malutki), ale stanięcie w pokorze przed Panem, stanięcie w prawdzie przed Jego Słowem, uznanie własnej sytuacji i prośba: „Kyrie eleison”, „Hospodi pomiłuj”.
Jeśli zdecydujemy się na inną drogę, to w istocie wszystkie grzechy z listy św. Pawła (a także inne, których tam nie ma) można uznać za kulturowo uwarunkowane, przesadzone czy nieistotne. I w efekcie w ogóle wyrzucić z chrześcijaństwa i Ewangelii grzech. Pytanie tylko, którego nie sposób nie zadać, za co i po co – w takiej sytuacji – w ogóle umarł Chrystus? Jaki jest sens krzyża, jeśli nie istnieje grzech, z którego ma on nas odkupić? Jeśli wszyscy jesteśmy fajni, to po co odkupienie?
fot. Telewizja Republika